polski
 
Koszyk

Twój koszyk jest pusty

Gdyński samorząd. Jestem z Czajów...

Gdyński samorząd

 

Jestem z Czajów...

 

Po ostatnich wyborach samorządowych w Gdyni nastąpiła zmiana na stanowisku Prezydenta Miasta. W drugiej turze wyborów gdynianie wybrali Aleksandrę Kosiorek. Jest to druga kobieta w historii miasta z morza i marzeń pełniąca to stanowisko. Część osób znakomicie pamięta i wspomina wielką poprzedniczkę obecnej prezydentki – Franciszkę Cegielską, która piastowała ten urząd w latach 1990‒1998.

Gdynia jest miastem o korzeniach kaszubskich. Obecnie, Kaszubi nie stanowią już większości w tym miejscu, ale wedle badań socjologicznych i wyników spisu narodowego jest to w dalszym ciągu największe skupisko Kaszubów. Od blisko siedemdziesięciu lat działa tutaj jeden z największych oddziałów Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego. Zjazd założycielski tej największej organizacji pozarządowej na Pomorzu odbył się w 1956 roku właśnie w tym portowym mieście. Także tutaj mieści się siedziba Radio Kaszëbë, działa Kaszubskie Forum Kultury, do gdyńskich korzeni odwołuje się też najbardziej znany i utytułowany gdyński klub sportowy – Arka Gdynia, a w przestrzeni miasta odnajdziemy mnóstwo tropów kaszubskich – tych materialnych jak i niematerialnych. O sprawach gdyńsko-kaszubskich rozmawiam z obecną prezydentką Gdyni – Aleksandrą Kosiorek.   

Jaka jest pani dotychczasowa droga edukacyjna, zawodowa i aktywności społecznej?

Po ukończeniu studiów prawniczych na Uniwersytecie Gdańskim, odbyłam aplikację radcowską, kończąc ją pozytywnie zdanym egzaminem. Od tej pory, aż do wyboru na stanowisko Prezydenta Gdyni, przez 11 lat prowadziłam wraz ze wspólnikiem kancelarię radcy prawnego, obsługując zarówno firmy, instytucje jak i świadcząc pomoc prawną osobom fizycznym. W ramach praktyki zawodowej specjalizowałam się w prawie medycznym, prawach człowieka, ale również w sprawach cywilnych i odszkodowawczych. Jestem także mediatorką sądową, współautorką 4 publikacji książkowych, napisałam również kilkadziesiąt artykułów prasowych. Przez lata angażowałam się także w akcje bezpłatnej pomocy prawnej dla osób potrzebujących.

Jako aktywistka i osoba zaangażowana społecznie byłam jedną z organizatorek protestów pod sądami i liderką Strajku Kobiet ‒ wydarzenia tamtego czasu pokazały mi, że w sprawach ważnych nie należy być bezczynną, lecz zabiegać o zmiany, samemu stając się ich częścią. Stąd choćby obywatelski projekt uchwały „Dzieciaki bez biletów”, którego założenia w 2017 roku przedstawiałam na sesji Rady Miasta Gdyni. Odrzucenie tego projektu, a później przyjęcie już jako własnego przez rządzącą wówczas miastem „Samorządność”, było trudnym doświadczeniem, które pokazało, że trzeba ciężko pracować na rzecz fundamentalnej zmiany, do której rządzące Gdynią środowisko było już niezdolne. Po wybuchu wojny na Ukrainie niemalże od pierwszego dnia agresji, zaangażowałam się także w akcje pomocowe, za co zostałam uhonorowana przez Fundację Sapere Aude wyróżnieniem w projekcie „Altruiści – bohaterowie czasu wojny”.

Generalnie, jestem osobą, która zamiast się przyglądać i hodować w sobie frustrację, woli działać. Stąd pomysł Gdyńskiego Dialogu ‒ porozumienia osób oraz organizacji, które niezależnie od różnic światopoglądowych i doświadczeń wspólnie opracowały i zaproponowały plan zmian w gdyńskim samorządzie. To doświadczenie aktywistyczne bardzo przydało mi się w kampanii wyborczej i przy budowaniu środowiska ‒ przyda się i teraz, bo nawykłam do ciężkiej pracy, zaangażowania i skupianiu się na wymiernych efektach.

Wiem, że posiada pani kaszubskie korzenie. Prośba o przybliżenie tej kwestii.

Moje panieńskie nazwisko to Czaja i właśnie rodzina ze strony mojego taty wywodzi się z Kaszub środkowych: z Kartuz oraz z Bąckiej Huty, między Mojuszem a Mirachowem. A dziadkowie, przenieśli się do Gdyni za pracą i tak nasza rodzina zakorzeniła się w tym portowym mieście.

Czym jest dla pani kaszubszczyzna?

Niektórzy kaszubszczyznę definiują głównie jako język. Dla mnie to cały dorobek kulturowy, językowy i tożsamość. To dziedzictwo, spuścizna, ale i zobowiązanie. To pewna rama, która istnieje, nawet gdy nie do końca zdajemy sobie z tego sprawę: to często nawyki, przyzwyczajenia, tradycje i obyczaj, nawet gdy nie końca jesteśmy świadomi ich pochodzenia i historii. I to dorobek, który powinno się badać, porządkować i opisywać, by jak najlepiej to rozumieć i jak najciekawiej o nim opowiadać, dzieląc się z innymi. Z dziedzictwem nieraz jest kłopot, bo trochę nas uwiera, nieraz musimy się z nim mocować, by jakoś się z nim ułożyć, ustalić co dla nas znaczy i co powinno znaczyć dla kolejnych pokoleń. Dlatego doceniam pracę tych, którzy nad kaszubszczyzną pracują i ją badają.

Czy posługuje się pani językiem kaszubskim?

Język kaszubski znam jedynie ze słyszenia. Nie posługuję się nim, nigdy mnie jego nie uczono. Oczywiście, potrafię zaśpiewać „Alfabet kaszubski”, ale to chyba obowiązek każdej osoby o kaszubskich korzeniach. Znam także „Życie i przygody Remusa” Aleksandra Mańkowskiego, ale zetknęłam się z wydaniem po polsku. Niezmiernie rzadko słyszę go też na gdyńskich ulicach.

Gdynia to miejsce o kaszubskich korzeniach – czy zamierza wykorzystywać pani ten składnik w promocji i marce miasta?

Przez ostatnie ćwierćwiecze niezwykle dużo było w opowieściach o Gdyni wątku ludzi, którzy przybywali z całej Polski budować tu port, a z nim miasto. To ważny element, ale moim zdaniem brakowało również mądrej pamięci o korzeniach właśnie, o ludziach, którzy mieszkali tu od zawsze, którzy podzielili się tym miejscem z przyjezdnymi. Mało mówiło się również o tym, że przez lata kaszubskość była wątkiem niemile widzianym ‒ zwłaszcza w okresie PRL i opowieści o jednolitym etnicznie państwie. Trzeba te wątki z uwagą eksplorować i je przybliżać, jednocześnie nie robiąc z kaszubskości skansenu. Uważam, że to ważne i niełatwe zadanie ‒ jeśli pojawią się wartościowe inicjatywy w tym zakresie, będziemy chcieli o nich rozmawiać, a jeśli to możliwe ‒ wspierać je na miarę możliwości miasta.

Czy będzie pani podejmować działania zmierzające do wzmocnienia edukacji regionalnej w gdyńskich szkołach? Mam tutaj na myśli całościowo: gdyńskość, kaszubskość i pomorskość. Czy zamierza pani wspierać działania promujące naukę języka kaszubskiego w gdyńskich placówkach oświatowych?

Tego typu działania powinny być odpowiedzią na potrzebę. Wydaje mi się, że dotychczasowy sposób realizacji edukacji regionalnej w gdyńskich szkołach powinien zostać poddany przeglądowi i ocenie. Dziś miałabym wątpliwości, czy jest to robione w sposób atrakcyjny dla dzieci i młodzieży i rzeczywiście służy promocji języka oraz motywuje do jego nauki. W kończącym się roku szkolnym w 5 gdyńskich szkołach kaszubskiego uczyło się przeszło 200 osób, a chyba jeden uczeń zdecydował się na zdawanie matury z języka kaszubskiego. Nie brzmi to jak gigantyczny sukces.

Większość gmin na Kaszubach obok flag: polskiej i danej gminy, wywiesza na swych siedzibach także kaszubskie flagi identyfikując się w ten sposób z regionem. Czy planuje pani podobną praktykę na budynku Urzędu Miasta Gdyni?

Zdecydowanie uważam, że flaga naszego regionu i ważny dla Kaszubów wizerunek Gryfa powinny być jasnym przejawem identyfikacji Gdyni z regionem. Tego mi również brakowało i absolutnie jest to do zmiany. Wnioskowały o to również osoby ze środowiska Gdyńskiego Dialogu, który na ten wątek jest również wyczulony. Gdynia jest częścią Kaszub i Pomorza ‒ to że mój poprzednik odmawiał wywieszenia flagi regionalnej na gmachu urzędu miasta, było dla mnie niezrozumiałe.

W wywiadach prasowych i radiowych przed wyborami podtrzymywała pani chęć współorganizacji Zjazdu Kaszubów w jubileuszowym roku – 100-lecia Gdyni. Jak widzi pani to wydarzenie – czy będzie ono mocnym akcentem gdyńskim w 2026 roku?

Pomysł, by jednym z elementów obchodów 100-lecia Gdyni był Zjazd Kaszubów w naszym mieście, wydaje się doskonały i adekwatny do rangi i rocznicy. Mówiłam o tym w wywiadach, tę gotowość potwierdzała w wywiadzie dla Radia Gdańsk rzeczniczka Gdyńskiego Dialogu, Natalia Kłopotek-Główczewska ‒ notabene, po kaszubsku, byliśmy jedynym komitetem wyborczym, którego rzecznik swobodnie porozumiewał się w tym języku. Zatem już teraz zapraszam do współpracy i mam nadzieję, że wszystkie środowiska, dla których tożsamość kaszubska i wspólnota regionalna są ważne, zaangażują się w Zjazd, czyniąc z niego istotny element jubileuszu Gdyni. Czy będzie to mocny akcent ‒ to pytanie do tych właśnie środowisk i zadanie dla nich. Liczę na to.

Pani ulubione miejsca w Gdyni?

Tu mam podobnie jak większość Gdynian: lubię Bulwar Nadmorski, jako orłowianka bardzo cenię Kolibki i ich okolice, Promenadę Marysieńki, choć niekoniecznie w sezonie. Mam spory sentyment do śladów dawnej Gdyni, stąd na liście ważnych punktów jest Cafe „Strych”, mieszczący się w parterowej chacie, pamiętającej wiejską Gdynię, czy plac Kaszubski z Hotelem Jakubowym, przypominający historię rodziny Scheibe. No i mam swoje ulubione szlaki i zaułki na Działkach Leśnych, na których się wychowałam ‒ nie są często spektakularne, ale za to pełne moich osobistych wspomnień i emocji.

A jakie jest ulubione miejsce na Kaszubach – poza Gdynią?

Takim miejscem na mapie Kaszub, które lubię i do którego wracam, są Wdzydze Kiszewskie i ich okolica. To dla mnie kwintesencja Kaszub: sielskość, jezioro, las, przepiękne widoki i życzliwi ludzie.

Największe marzenie i pani cel do zrealizowania w Gdyni w najbliższej kadencji samorządowej?

Zmniejszenie zadłużenia miasta, przyjazny i sprawnie funkcjonujący urząd, zaangażowanie mieszkańców, zmiany w polityce parkowania, zadbanie nareszcie o dzielnice ‒ to wszystko sprawy nieszczególnie spektakularne, ale po prostu ważne i bardzo oczekiwane przez Gdynian. To wszystko element większej całości jaką jest sprawienie, by mieszkańcy czuli się w swoim mieście jak gospodarze, a nie ‒ sublokatorzy. By odzyskali sprawczość i wpływ, ale też poczuli się współodpowiedzialni.

Pani pasja w wolnych chwilach?

Ostatnio niewiele jest tych wolnych chwil. Jeśli mówimy o wolnej godzinie czy dwóch, to oczywiście szydełkowanie, a jeśli na przykład o weekendzie, to rodzinna eskapada z przyczepą kempingową i zaszycie się w spokojnym miejscu, wśród natury, z reguły w Borach Tucholskich. Gdyby wydarzył się prawdziwy pełnowymiarowy urlop, nasza przyczepa dotarłaby pewnie w polskie góry.

Pani ulubiona potrawa kuchni kaszubskiej?

Zdecydowanie dziadówka ‒ to smak dzieciństwa. Zupa na maślance, z ziemniakami i boczkiem to jedno z tych doświadczeń, za którymi tęsknię i obiecuję sobie, że jak nareszcie będę miała czas na spokojne zaplanowane gotowanie, to wrócę do niej.

Dziękuję za wywiad, życząc realizacji zamierzonych celów.

 

Z prezydentką Gdyni Aleksandrą Kosiorek rozmawiał Andrzej Busler.

 

Aleksandra Kosiorek – Prezydentka Miasta Gdyni. Fot. Karol Stańczak/UM Gdynia

Krótko po przeprowadzonym wywiadzie, zgodnie z zapowiedziami Aleksandry Kosiorek ‒ żółta flaga z czarnym gryfem na stałe zagórowała nad gdyńskim magistratem. Dodatkowo, jak co roku podczas Dni Abrahamowych ulica Świętojańska została udekorowana kaszubskimi flagami. Fot. Andrzej Busler

Tekst ukazał się w miesięczniku społeczno-kulturalnym "Pomerania"  7-8/2024

 

Komentarze do wpisu (0)

Napisz komentarz